Niby niżej, ale nachylenie podejścia na Klimczok jest większe niż na Skrzyczne. Oj, trzeba się przygotować na ostre wspinanie i to przez jakieś 2,5 godziny. Myśmy wybrali szlak niebieski, bo przebiegał akurat obok naszego hotelu. W końcowym etapie skręciliśmy w zielony, gdzie była opcja łagodniejszego podejścia.
Schronisko znajduje się pod szczytem, dlatego trzeba się jeszcze wdrapać jakieś 20 minut ostro w górę na szczyt. A na szczycie bardzo ciekawie. Wystawka kamieni i te wszystkie napisy, zdjęcia - wprowadzają niesamowitą atmosferę. To trzeba po prostu zobaczyć.
Widoki niesamowite i co nas najbardziej cieszy, to bardzo mała liczba turystów (schronisko praktycznie puste). Myśmy wychodzili zaraz po deszczu, ale potem zrobiła się piękna pogoda. Zejście równie trudne jak wyjście, zajmuje jakieś dwie godziny. Te nachylenia powodują, że nogi w ogóle nie odpoczywają.
Jeszcze słów kilka o samym hotelu: Halo Szczyrk. Jak się trafi na promocję cenową, to warto skorzystać, bo jest czysto, schludnie i sporo atrakcji. Wyżywienie bardzo dobre. Ale ogromnym minusem jest akustyka w pokoju. Po prostu słychać (dosłownie) co robi sąsiad za ścianą(!).
Ulica Wrzosowa, przy której hotel się znajduje, ma jakieś cztery kilometry o średnim nachyleniu 13%, a momentami powyżej 17%. Trochę mnie dziwi, że nie widziałem tam ani jednego rowerzysty. Moja pierwsza myśl była taka, żeby następnym razem zabrać rower i spróbować to podjechać...