sobota, 23 marca 2024

Lepiej być nie mogło

Do tyskiego Music Art Club pojechaliśmy w piątek 22 marca, gdzie miał miejsce Jam Session, z nadzieją, że wbijemy się na scenę i zagramy choćby trzy numery. Jest to powszechnie stosowana praktyka. Amatorskie zespoły, chcące się pokazać, często tak robią, a organizatorzy Jamów zwykle nie mają nic przeciwko. Tak też było tym razem.




Atmosfera panująca w AMC nie do opisania. Świetny lokal, świetni ludzie... Zagraliśmy na pożyczonym sprzęcie, łącznie z perkusją, coś niesamowitego. Na scenie byliśmy 13 minut, ale to był cudowny czas. W klubie prawie sto osób. Lepiej być nie mogło...







czwartek, 21 marca 2024

No To Trufle. Southernland 2024

O co w ogóle kaman?

Pomysł nagrania płyty zrodził się przy okazji przygotowań do dwóch koncertów w styczniu 2024 roku. Skoro już nauczyłem się grać i śpiewać kilka piosenek, byłoby dobrze je nagrać, ale jeśli już miałbym to zrobić, to musiałoby to być nagranie bez tzw. ceregieli. Czyli szybko, konkretnie i najlepiej na już. Płyta miała zawierać pięć utworów, cztery z perkusją i jeden bez. 


Dobre solidne gary, to podstawa.

Na perkusji gram już 35 lat więc nagranie rytmu do czterech piosenek zajęło mi 30 minut. Zagrałem wszystkie partie od strzała, celowo grając bardzo prosto, tak, aby nawet początkujący perkusista nie miał problemów z odegraniem tych partii. Postawiłem na naturalne brzmienie perkusji, a ponieważ do nagrania wykorzystałem tylko jeden mikrofon pojemnościowy, nie miałem możliwości na późniejszym etapie produkcji żadnego przyciszania czy pogłaszania poszczególnych bębnów, czy werbla. Tak więc, jeśli werbel jest za głośno, to on taki po prostu jest. Nie wbite tomy pozostają nie wbite, a blachy brzmią tak, jak brzmią. Proste i oczywiste…


Na akustyku nagrano sporo piosenek Country.

Dlatego nie chciałem do nagrań używać gitary elektrycznej. Ten materiał miał być miły dla ucha i mocno countrowy. Ponieważ bębny były zgrane do metronomu, nie powtarzałem partii gitary, bo w przypadku pomyłki postanowiłem poprzeklejać potem te lepsze fragmenty na kompie. Gitarę zgrałem również jednym mikrofonem pojemnościowym i oczywiście bez użycia piecyka. Jest to czysta prawdziwa gitara, której brzmienie nie zostało poddane żadnej korekcji. Gitara momentami troszkę nie stroi, ale przynajmniej jest to prawdziwe, moje nagranie.


Śpiewam, bo lubię...

Jeśli chodzi o śpiew, to nagrałem wszystkie partie dwukrotnie, tak na wszelki wypadek, żeby potem ewentualne fałsze powyrzucać i poprzeklejać w ich miejsce te lepiej zaśpiewane partie. Nie czuję się wokalistą, więc podchodzenie do materiału trzeci czy czwarty raz w moim przypadku nic by nie dało.

Nagrania dokonałem za pomocą mikrofonu pojemnościowego, który ustawiłem – wbrew powszechnie stosowanym metodom – bardzo daleko od siebie. Dzięki temu uzyskałem naturalny pogłos pomieszczenia. Wokal jest również bez żadnych korekcji, z delikatnym dosłownie echem naniesionym w programie komputerowym. Zrobiłem to wstępnie na szybko (echo typu "large hall" poziom minus 18, głośność echa minus 1), z zamiarem późniejszej ewentualnej korekty. Równie szybko ustawiłem wolumy bębnów, gitary oraz wokalu i zgrałem sobie to wszystko na jedną ścieżkę mp4, żeby przesłuchać na spokojnie na moim telewizorze. Postanowiłem, że telewizor w salonie będzie decydował o poziomach głośności poszczególnych instrumentów.


Hiuston, mamy problem!

Nie pytajcie jak to się stało, bo do dziś nie wiem, jak to się stało.

Następnego dnia skasowałem sobie folder z nagranymi ścieżkami dźwiękowymi!!! Ja pierd….le, jak można być tak nieodpowiedzialnym??? O mało się nie rozpłakałem…


Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.

Zdania o ponownym nie nagrywaniu wszystkiego od początku nie zmieniłem. Miałem już w tym momencie wszystkiego dość. Ale...

Mając ten ślad mp4, postanowiłem na nim bazować i nagrywać dalej. Przede wszystkim dograłem klawisze i solóweczki na gitarze akustycznej i elektrycznym pianinku. Wszystkie solówki gitarowe oparłem na pentatonice, czyli chyba najprostszej formie rozumienia muzyki, nic po prostu więcej nie umiem na gitarze zagrać, taka jest prawda. Co do solówek na klawiszach, wszystkie zagrałem w tonacji e-mol (a może E-dur?), podwyższając lub obniżając tonację za pomocą przycisku ”translate”.


Reszta, to robota Facebooka.

Rozesłałem zapytania do kilku muzyków, czy by nie dograli mi kolejnych partii za pomocą głosówki na messengerze, ale niektórzy nie potraktowali mnie poważnie. A może po prostu nie chcieli uczestniczyć w tak ambitnym projekcie? Tego się już nie dowiem.

Ale kilka osób mi podesłało pliki: Damian Wowra (utw. 1 i 4) – bardzo zdolny harmonijkarz, Yaneck Cetera – gitarzysta ze Skały (utw. 1), Asia Łakomska – skrzypaczka (utw. 5). Mając z kolei u siebie dobrych muzyków, w utworze nr 6 dograli się chłopaki ze Stondwave: Mateusz Kania – gitara oraz Szymon Kubit na basie, a na perkusji zagrał uczeń Szkoły Podstawowej - Miłosz Siudak.


No To Trufle

Nazwa jest anglojęzyczna, ale jak ktoś tego nie wie, to przeczyta po Polsku i też będzie. Czy chodzi o trufle grzyby, trufle czekoladki, a może chodzi o psią trufle? Każdy sobie dopowie jak chce i co chce. Mnie bardziej chodziło o nazwisko Trufle, żeby wymyśleć sobie pseudonim artystyczny Martin Trufle. A kolega, który dograł partie basu w utworach 1, 2, 4 i 5 i który jest pełnoprawnym członkiem zespołu, to mój brat - Mat Trufle.


One Horse Town

Na singiel promocyjny całego wydawnictwa wybrałem kompozycję nr 5, jest to cover zespołu Blackberry Smoke. Utworek nagrany został do metronomu (tempo 140), ale poprzesuwany w ostatnim etapie montażu, żeby lepiej brzmiał. Zawsze uważałem, że delikatne przyspieszenia lub zwolnienia fajnie podkreślają kompozycję.


O tytule płyty, okładce i o tym, jak to się stało, że na etapie realizacji pojawiło się szóste nagranie, opowiem w następnej części, natomiast teraz zapraszam do odtworzenia i posłuchania tego utworu.





Ciąg dalszy TUTAJ




wtorek, 19 marca 2024

EDK Charsznica 2024

To nasza trzecia Ekstremalna Droga Krzyżowa na trasie o dł. 42 km w Charsznicy, a piąta w ogóle. Tym razem w 5-osobowym zespole, z najlepszymi jak dotąd warunkami atmosferycznymi. Prawie bezwietrznie i ciepło, jak na marcową noc.

Co do samej trasy, to jest ona średnio trudna i średnio nudna, jeśli można się tak wyrazić. Gdyby nie idea osobistej intencji, to pewnie byśmy się długo zastanawiali z podjęciem decyzji, która zawsze jest trudna: - iść, czy nie iść, a tak to człowiek przedkłada wewnętrzne rozterki, nad potrzebę kolejnego zjednoczenia się z ogromnym przecież wysiłkiem.

Start w piątek 15 marca o godz. 21:00. Trasa w 99,9 procentach asfaltowa, co jest w pewnym sensie też plusem, bo na wypadek deszczu, czy przymrozków, raczej trudno się potknąć. Uczestników w tym roku 97-u (chyba). Przedział wiekowy bardzo duży, na pewno więcej młodzieży, niż przed rokiem. Czas marszu: równiutkie 10 godzin. Udział kończymy jako 15 i 16 osoba.

Polecamy to wydarzenie, ale nie zachęcamy. Proszę nas źle nie zrozumieć, ale jesteśmy po prostu zdania, że decyzję o udziale trzeba podjąć samemu i najlepiej na długo przed. Ból nad ranem jest spory, a cierpienie tak naprawdę zaczyna się wieczorem w sobotę i jest odczuwalne przez całą niedzielę. Trzeba to wziąć pod uwagę, jeśli chce się iść. No i dobre, wygodne buty, to podstawa.

Duma i satysfakcja z ukończenia ogromna!!! Człowiek staje się mocniejszy psychicznie i przez jakiś czas nawet wierzy, że może wszystko. My na pewno za rok spróbujemy znowu, także wypatrujcie nas o godz. 20:50 przy kościele w Charsznicy.





niedziela, 3 marca 2024

Durmankowy marzec czas start

Niewątpliwie najcieplejszy dzień tego roku. Postanowiliśmy więc połączyć przyjemne z pożytecznym i wybraliśmy się na długi spacer z Frodem (prawie 9 km), a potem jeszcze siedliśmy na rowerki - 22 km w czasie prawie godzina dziesięć. 

To był super dzień i oby pogodowo już tak zostało. Zwłaszcza, że już za niecałe dwa tygodnie czeka nas nocne wędrowanie na tegorocznej EDK.