czwartek, 23 września 2021

Drugie życie odzieży kolarskiej

Ciucholandy, Second Handy, sklepy z odzieżą używaną czy jak je tam zwą, rosną jak grzyby po deszczu i naprawdę polecamy, odwiedzajcie je, bo warto!!!

U nas mamy dwa obecnie miejsca z używaną odzieżą kolarską, gdzie znajdujemy przeważnie mocno sfatygowane stroje, ale zdarzają się perełki, typu nówki sztuki i to dosłownie za grosze. Ludzie z reguły nie znają się na tym, a nazwy typu Rogelli czy Bontrager nic im nie mówią.

Zwróciłem na to wszystko uwagę podczas ostatniego brevetu w Tuchowie, patrząc na stroje kolegów i na to, co ja mam na sobie, to cenowo wychodzę trochę śmiesznie:

rękawiczki North Wave 6 zł

koszulka Castelli 10 zł

kamizelka Rogelli 10 zł

spodenki Bontrager 13 zł

A największy opad szczęki przysporzyła mi bluza Assos z długim rękawem, którą mam za 23 zł(!)

Tyle w temacie. Polecamy!!!





środa, 15 września 2021

Siedem i pół...

Siedem i pół kilometra biegiem po ścierniskach i bezdrożach. Można? Oczywiście, że można, a nawet trzeba. Zwłaszcza we wrześniu, który od kilkunastu dni nas dosłownie rozpieszcza aurą. Jest słonecznie, nie za ciepło, nie za zimno i bezwietrznie. Ale do rzeczy:

Nawierzchnia: 99% szuter, glina, kamienie, 1% asfalt

Przewyższenie: 139,6 m

Liczba uczestników: 3

Czas biegu: 1 godzina i 2 minuty

Frodo ma już 19 miesięcy i jest potężnym psem o potężnych możliwościach, ale nie oznacza to, że biega się z nim lekko. Cały czas trzeba być skupionym i jak to się mówi mieć oczy dookoła głowy. Magda twierdzi, że minęła linię mety jako pierwsza (ostatni robi kolację), choć mnie się wydawało, że to Frodo wygrał o czubek nosa. Tak, czy inaczej, ja przybiegłem jako trzeci, więc wiadomo...

Najważniejsze, że było miło i przyjemnie :)






środa, 1 września 2021

Końskie Harce 2021

Nie wiem, jak to się stało, ale w całym tym deszczowym tygodniu, akurat w sobotę pojawiło się okno pogodowe, słonecznie, trochę wietrznie, ale z temperaturą w okolicach 20 stopni. Czyli idealnie na to, aby pojechać do Tuchowa (powiat tarnowski) i wziąć udział w brevecie na dystansie 200 km.

Profil trasy zapowiadał górki, ale to, co przeżyłem w realu, noooo... to były konkretne wspinaczki. Licznik na mecie pokazał prawie 3 tysiące w pionie, tak więc ujechałem się nawet (czas przejazdu 10 godzin 20 minut), ale bardzo się cieszę, że bez żadnych boleści tyłkowych, kolan, pleców czy tym podobnych rzeczy. 

Dziś dochodzę do wniosku, że chyba było jednak tego trochę za dużo. Naliczyłem, jeśli się nie mylę, aż 17 segmentów górskich i wydaje mi się, że można było z kilku zrezygnować na rzecz trochę więcej płaskiego. Mnie akurat nie chodzi o podjeżdżanie, a o zjazdy, których się piekielnie boję, bo te kręte dróżki o nachyleniu kilkunastu procent przy otwartym ruchu dla pojazdów są naprawdę bardzo niebezpieczne.

Nie mniej jednak oceniam ten brevet na piątkę z plusem. Głównie ze względu na to, że był poprowadzony właśnie drogami gminnymi o małym natężeniu ruchu, no i biuro zawodów, które usytuowano w stadninie koni idealnie mi pasowało do nazwy tej imprezy.

Podsumowując krótko: harce były i to dosłownie :) 

Koszty całej zabawy? Hm, finansowo powiedzmy, że zmieściłem się w 150 zł. Do tego trzeba wygospodarować sobie sporo czasu: pobudka o 5-ej rano, powrót do domu około 1-ej w nocy. W moim przypadku, całe szczęście, że Magda zaopiekowała się Frodem, bo gdyby nie to, miałbym problem, żeby wystartować. No, po prostu takie są realia i nic na to nie poradzimy...

Tak więc brawa dla organizatorów. Super spędzony dzień. Trzymam kciuki, żeby impreza odbyła się za rok, choć mam przeczucie, że jeżeli nie zmniejszy się liczba podjazdów, to nie wiem czy nie wpłynie to negatywnie na frekwencję. Ale to już nie mnie oceniać...