niedziela, 16 lipca 2017

Szlakiem Orlich Gniazd

Chyba jak każdy, lubimy dobrze zjeść i lubimy miejsca, gdzie jedzenie nam smakuje. Dlatego też korzystając z chwili słonecznej aury postanowiliśmy wybrać się na obiad gdzieś troszkę dalej od domu i to najlepiej na zupę gdzie indziej i drugie danie gdzie indziej...

Padło na pomidorową z domowym makaronem w Ogrodzieńcu i nasze ulubione ziemniaczki z sałatką i kawałkami kurczaka w Ojcowie, a że obie miejscówki mieszczą się na tzw. Szlaku Orlich Gniazd, dlatego postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym.

Wszystko się udało, tak jak chcieliśmy: 6 godzin 22 minuty w siodełku zrobiło swoje, a i brzuchy napełniliśmy do syta. Mieliśmy nie zabierać rękawków i dodatkowych kamizelek, ale słońce jednak bardzo często chowało się za chmury, więc i to wyszło nam na plus.

Trasa jest dość ciężka (130 km), ale bardzo malownicza widokowo. Polecamy odcinek z Ogrodzieńca do Kluczy, no i potem Sieniczno - Pieskowa Skała - Ojców, to już dosłownie bajka. Magda, jako najbardziej uciążliwy, wymienia przejazd przez Olkusz. Ruch rzeczywiście spory, my akurat trafiliśmy tam w piątek, więc to wiele wyjaśnia.

Polecamy tę trasę zdecydowanie, jeśli nie w jeden dzień, to jako dwie odrębne wyprawy. Pomidorową podają w lokalu o nazwie "Stodoła", a ziemniaczki w "Złotym Ziemniaku". Pozdrawiamy właścicieli i obsługę:)




 



czwartek, 13 lipca 2017

Na obiecane lody

Magda obudziła mnie wcześniej i mówi:
- "Przewieź mnie przez jakieś górki. Ale pod warunkiem, że pójdziemy później na lody..."
No więc sami wiecie... Czego się nie robi dla kochanej małżonki:)

Menu według zamówienia: Przesławice, Czaple - podjazd pod kościół i od strony siódemki, no i na deser Biskupice (razem: 35 km).

Wg Magdy powinienem wymienić jeszcze podjazd  do naszego Rynku od strony Wolbromia, bo on zawsze trzyma, kiedy dom już tak blisko, ale dla mnie, to wciąż jednak tylko zmarszczka. 

Pogoda bajeczna, (a tak nam ostatnio brakuje słońca), tak więc był czas na jazdę i na analizę techniki podjeżdżania pod górę. Magda wciąż ma opory nad wysunięciem bardziej głowy do przodu i prostowaniem łokci podczas ataku zakrętów, ale wyraźnie lepiej czuje podjazdy pod względem doboru przełożeń. Zjeżdża wciąż bardzo ostrożnie i myślę, że w tej kwestii nic się już nie zmieni. Bezpieczeństwo przede wszystkim.

...No i obiecane lody na koniec. Chyba nie muszę pisać, jak smakowały... Dochodzę do wniosku, że to wspaniałe, kiedy nasze szczęście potrafimy oprzeć na takich prostych rzeczach, jak choćby te wspólnie zjedzone lody, czy przebywanie ze sobą w ogóle. Takie chwile trzeba chwytać garściami...



niedziela, 9 lipca 2017

Dookoła Powiatu Miechowskiego - Etap I

Zacznę od tego, że mamy ładną i malowniczą trasę Dookoła Powiatu, liczącą 140 km. Wytyczona kilka lat temu TUTAJ, jest oficjalnie zgłoszona jako jedna z tras Sezonu Kolarskiego w Miechowie.

Postanowiliśmy przejechać pierwsze 65 km, czyli: Charsznica, Szreniawa, Mostek, Trzebienice, Wysocice, Zarogów... a więc do miejsca, które najlepiej się nadaje na tzw. "wycof", bo stąd mamy najbliżej do domu:)

Podjazdów na miechowszczyźnie nie brakuje, tak więc trasa nie należy do najłatwiejszych. My objechaliśmy ten odcinek z jednym postojem, ale w tempie umiarkowanym, czyli jakieś 3,5 godziny na siodełku. Apetyt oczywiście rośnie w miarę jedzenia, także obiecaliśmy sobie, że drugą część objedziemy, jak tylko czas na to pozwoli.





sobota, 8 lipca 2017

XV Rajd Kurierów Tatrzańskich Dookoła Tatr

Podobno każdy powód, by zacząć pisać bloga jest dobry... Zaczynamy więc od niewypału...

Czekaliśmy na objazd Tatr prawie dwa miesiące. Ile człowiek musiał się ponapinać, żeby mieć tę upragnioną wolną sobotę i co? I lipa... Pogoda rozdała karty i wyszło, jak zawsze.



Wystartować - wystartowaliśmy, żeby nie było, że wymiękamy, ale udało się nam przejechać tyle, co nic.

Zawody solidnie przygotowane, widać na lewo i prawo wkład wielu ludzi w organizację. Bardzo ładne pamiątkowe koszulki dla uczestników od firmy ATTIQ, 83 osoby na starcie, czas pierwszego na mecie 7:13, aż ręce same składają się do oklasków. Tyle, że startując w burzy, przy 13 stopniach, może warto się zastanowić, gdzie jest granica, którą zamierzasz przekroczyć i do czego Cię to wszystko może doprowadzić. Czy ogrom ryzyka jakie podejmujesz, jest wart tego, by w tej grze uczestniczyć. Czy jest to aż tak cholernie ważne? 

Pomimo DNF-a, jakie widnieje przy naszym nazwisku, jednak czujemy radość z podjętej decyzji i cieszymy się, że wróciliśmy do domu cali i zdrowi.

A Tatry? Będą musiały poczekać. Nie wiemy kiedy, ale wrócimy tu na pewno:)