136 osób na liście startowej!!! Sporo znanych twarzy, ale i zupełnie obce osoby... Co by nie napisać i co by nie mówić, Charsznica po raz kolejny wpisuje się niemal doskonale w kalendarz długodystansowych imprez kolarskich.
Sporo roboty przy takiej ilości ludzi, ale jak człowiek to lubi, to zmęczenia się praktycznie nie odczuwa. No, chyba że na drugi dzień :)
Trasa dość wymagająca: 210 km i 2300 m przewyższeń. Wszyscy dojechali cali i zdrowi, pogoda dopisała, czego chcieć więcej???
Ten materiał zrealizowany jako One Man Production uważam za niedokończony, ale ponieważ wiem, że końca raczej nie będzie, postanowiłem go udostępnić i uznać za oficjalny produkt z 2024 roku.
Wszystkie instrumenty nagrałem sam. Dlaczego? Z wielu powodów.
Po pierwsze miał to być jedynie materiał pilotażowy, który chciałem przygotować na najbliższe koncerty z Truflami. Szybko na jeden mikrofon nagrałem perkusję, a następnie partię gitary i wokal. Potem, żeby przyjemniej się tego wszystkiego słuchało, na keyboardzie KORG dograłem bas i kilka partii solowych: harmonijka, organy, flet poprzeczny. A potem długo długo nic... Nie mogliśmy się z chłopakami zebrać, żeby znaleźć czas na próby i żeby to nagrać jako zespół. Tak naprawdę, to ja nie miałem czasu, więc wszystko wyszło tak jakoś nijak...
Jak głupiec upadłem tam gdzie stałem, to tytuł zaczerpnięty z piosenki "Muddy Waters" śpiewanej przez Paula Rodgersa z zespołem Free. To zdanie - myślę, że idealnie obrazuje sytuację, w jakiej się znalazłem przy realizacji tego materiału. To popadanie z euforii w smutek, ciągłe dołowanie się, że za długo to wszystko trwa, że nie brzmi to tak, jakbym chciał, że wciąż tkwię w tym samym miejscu i najlepiej wszystko byłoby lepiej zacząć od nowa. Albo w końcu... żeby dać sobie spokój z coverami i robić wreszcie własny materiał!!!
Pomijając te wszystkie minusy, uważam, że momentami ta produkcja brzmi świetnie. Biorąc pod uwagę, że wszystko nagrałem raczej bez dubli, można napisać, że to kolejny rozdział w moim muzycznym CV, zarejestrowany szybko i bez owijania, czyli tak jak lubię. No i przede wszystkim pamiątka minionego roku, nie tylko muzyczna, bo zawierająca wstawki z dwóch genialnych przecież produkcji: filmu "Rider" i serialu "Yellowstone", na czym bardzo mi zależało.
Ale: - Tak! Postanowiłem powoli kończyć z coverami i obiecuję tu i teraz, że kolejny materiał, to będzie całkowicie autorski projekt z tekstami po polsku. I to jeszcze w tym roku :)
Trasa o małym stopniu trudności, bardzo urokliwa, wytyczona szlakami i ścieżkami leśnymi, z dala od ruchu samochodów itp. Szliśmy w grupie 29 osób, a więc tempo było dostosowane do najwolniej idącego, dlatego czas przemarszu zamknął się w pięć godzin.
Na początek kilka kilometrów Aleją Klonów czerwonym Szlakiem Paulinów w kierunku Pustyni Siedleckiej. Potem zapora na Ordonce i dalej czarnym szlakiem do Natalina.
Na pustynnych odcinkach wiadomo - sporo piasku utrudniającego marsz, ale niezwykle urokliwie. Nam akurat te odcinki się najbardziej podobały. Pogoda dopisała. Nie było gorąco, czasem momentami troszkę za chłodno, czyli ogólnie mówiąc - idealnie.
Mieliśmy na ten jeden dzień tak zwanego długiego weekendu majowego zupełnie inne plany, ale ponieważ w Kuźnicach ludzi jak mrówków, co nas chyba jednak nie zaskoczyło, wybraliśmy więc opcję - powiedzmy, że najmniej obleganą przez turystów.
Dokładnie trzy godziny pięć minut zajęło nam wyspinanie się na Przełęcz Kondracką. Podejście bardzo wymagające, zwłaszcza w ostatniej fazie trasy. Pogoda na szczęście zamówiona - czyli bardzo słonecznie, ale nie za ciepło.
Z Przełęczy niby 20 minut w jedną stronę na Kopę, ale tu już odpuściliśmy, bo nie o to przecież chodzi, aby się konkretnie zmasakrować. Zwłaszcza, że zejście w dół zajmuje około trzy godziny, a przed wpakowaniem się do pociągu chcieliśmy jeszcze coś konkretnego zjeść.
3 kwietnia i Frodo, to dla Nas wyznaczniki upływającego czasu. Tradycyjnie miniony rok zamknęliśmy filmowym materiałem, jako zlepek tych wszystkich zarejestrowanych telefonem momentów, które przez ostatnie dwanaście miesięcy udało się nagrać. Piesio jest z nami już pięć lat!!! - tak leci ten czas szybko...
W tej produkcji jest też jeden istotny fakt, o którym trzeba napisać: muzyka zespołu Stondwave, no i przede wszystkim teksty, które moim zdaniem doskonale dopełniają przedstawione wydarzenia.
Życzymy miłego odbioru i oczywiście pozdrawiamy :)
Ostatni dzień z ładną pogodą przypadł na 4 kwietnia. Trzeba było działać szybko...
Pociąg do Zakopanego z przesiadką w Krakowie 4:30. O 10-ej wychodzimy z Kuźnic przez Boczań na Czarny Staw Gąsienicowy. Bardzo ciepło, momentami podmuchy wiatru, ale niestety sporo śniegu. Raki niezbędne... Kawka i posiłek w schronisku, 17:30 wyjazd do domu. Punktualnie o godz. 22-iej możemy już usiąść wygodnie w fotelu.
Ja po raz 15-y, Magda 10-y! Jak to niektórzy mówią: kawał historii!!! No i chyba coś w tym jest...
Tegoroczny Marsz zgromadził 66 uczestników, w tym 8 biegaczy i 1 osobę na rowerze. Było troszkę mroźno (po zmroku nawet minus 8), ale na szczęście bez wiatru. Przez godzinę nawet padał śnieg...
Wymarsz z Ojcowa tradycyjnie godz. 14:00. Na cmentarzu w Miechowie byliśmy o 22:10. W nogach, jak zawsze 32 km :)
I na koniec ciekawostka. Liczba osób, które choć raz wzięły udział w Marszu wynosi w tej chwili 169!
Mamy się dobrze, to najważniejsze. Zdrowie wprawdzie od połowy grudnia nie dopisuje (mnie powaliło akurat na święta), ale jeśli chodzi o resztę, to jest naprawdę super. Ta fotka poniżej pochodzi z końca listopada, kiedy dosłownie na chwilę spadł śnieg. Potem już tylko szarówka i czasami deszcz, a czasami przymrozki.
Muzycznie w tym roku powróciłem do Vana Morrisona, a z nowości należałoby wymienić Zacha Bryana, The Commoners i The Sheepdogs. Próbowałem też, z racji mojej 50-tki, podsumować jakoś to moje życie, ale w końcu postanowiłem, że zrobię to na 60-tkę :)
Postanowień na Nowy Rok raczej nie mieliśmy. Co ma być, to będzie...