poniedziałek, 7 lipca 2025

Do Kołobrzegu 682 km rowerem

Niedokończona kwestia Kołobrzegu z ubiegłego roku, kiedy to na 530 km trasy dopadły nas burze i wycofaliśmy się z dalszej jazdy,  tym razem zakończona sukcesem. 

Wyjechaliśmy 1 lipca z Miechowa o godz. 4:00 rano w trzy osoby. Od 460 km (2 lipca, miejscowość Kcynia, godz. 6:00 rano) kontynuowaliśmy jazdę we dwójkę. Do celu dotarliśmy po 39 godzinach od startu, czyli o godz. 19:00. 



Trasa: Radomsko - Warta - Konin - Żnin - Połczyn Zdrój - Kołobrzeg.

Pogoda dopisała, wprawdzie z lekkim wiatrem w przeciwną stronę do kierunku jazy, ale źle nie było. Pierwszego dnia temperatura osiągnęła 25 stopni. Noc była troszkę chłodna, natomiast drugi dzień to już konkretna żarówa, czyli 35 stopni.

Plan był taki, aby nie zakładać konkretnej godziny przyjazdu nad morze, ani też nie planowaliśmy prędkości średniej. Mnie wprawdzie chodziło po głowie 40 godzin na ukończenie dystansu, ale to głównie dlatego, że wolniejszy przejazd wygenerowałby więcej wydatków, no i przede wszystkim zarwanie drugiej nocy.

W sumie jechaliśmy 28 godzin, natomiast 11 godzin poświęciliśmy na postoje, głównie tankowanie bidonów, jakieś drobne zakupy plus dwa dłuższe postoje na obiad, jeden na kolację i jeden na sen oraz śniadanie (Orlen w Kcynii - czas postoju od godz. 3:30 do 6:00).

Prędkość jazdy często malała z powodu ścieżek rowerowych, które albo są w opłakanym stanie, albo prowadzą nie wiadomo gdzie, przez co traci się sporo czasu na zastanawianie się, którędy w danej chwili jechać.





Bardzo się cieszę, że Licheń udało się nam zobaczyć za dnia, no i zmiana trasy względem ubiegłego roku, aby nie jechać na Piłę tylko na Borne Sulinowo - wyszła na plus. Najgorsze momenty wypadły drugiego dnia, właśnie po wyjeździe z Borne, kiedy przez trzy godziny było tak piekielnie gorąco, że w Połczynie Zdroju musieliśmy odpoczywać aż 1,5 godziny (godz. 15:30 - 17:00).





Sprzęt nie zawiódł, to najważniejsze. Mój stan fizyczno-psychiczny uważam za zadowalający. Najbardziej bałem się udaru, albo odwodnienia, czego ostatecznie nie było. No i dobrze :) 

Finansowo wyprawa kosztowała mnie 750 zł, ale muszę zaznaczyć, że za nocleg u kuzynki kolegi Piotrka w Białogardzie nie płaciłem, tam też jadłem kolację i śniadanie tuż przed wyjazdem pociągiem powrotnym do domu, a więc nie musiałem robić dodatkowych zakupów.




...i jeszcze krótki filmik :) 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz